Po przeczytaniu artykułu w portalu natemat.pl:"Coaching to antyszczepionkowcy sfery mentalnej ". Rozmowa z założycielem "Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty", naszły mnie pewne przemyślenia na temat psychoterapii w ogóle, w kontekście powszechnie panującego coachingu i mody na rozwój osobisty. Po prawdzie nie mam aż tak radykalnego spojrzenia na sprawę jak autor powyższego, nie uważam, że coache to manipulanci proponujący drogie i szybkie ale za to krótkotrwałe rozwiązania. Dużo łagodniej odnoszę się też wobec rozwoju osobistego, jednak coś mnie w powyższym artykule dotyka.
Od dłuższego czasu przyglądam się temu ruchowi promocji szybkiej łatwej zmiany i obietnicy sukcesu w weekend. Uczucia mam mieszane, kiedy słyszę od znajomych: wiesz, byłem na sesji u coacha i wreszcie obrałem właściwy kierunek.
Szlag mnie trafia mówiąc łagodnie, ale jest też jakiś rodzaj osobistego może rozgoryczenia, może zazdrości. Bo myślę sobie tak: z mojej perspektywy psychoterapeutki mam za sobą ponad 10 lat nauki, 5 lat terapii własnej, tysiące!! godzin przepracowanych nad sobą do najgłębszych głębin, żeby odpowiedzialnie pomagać! Kiedy przychodzi do mnie klient ze swoim problemem, mówię mu uczciwie: nie wiem człowieku, czy ci pomogę, oczywiście postaram się w jak najlepszy sposób użyć swojej wiedzy i doświadczenia, serca i rozumu, żeby pokazać ci jak najlepiej samego siebie. Może (ale nie na 100% i wcale nie w krótkim czasie!!) uda ci się dzięki temu lepiej zrozumieć siebie i poprawić swoje życie. Ale bez cudów. Bez obietnic. W dodatku uczciwie muszę uprzedzić klienta, że psychoterapia łączy się z dekonstrukcją dotychczasowego systemu wartości, poglądòw, przyzwyczajeń. To może boleć. Remont zawsze wiąże się z czasowym bałaganem. Zapowiadam mu, że podjęcie się psychoterapii raczej osłabi jego dotychczasowe mechanizmy obronne, co może wiązać się z czasowym pogorszeniem (tak!) jego funkcjonowania . Zapowiadam mu to wszystko i jeśli klient decyduje się na tę przygodę, startujemy. Ale bez szalonych obietnic o radykalnej poprawie czy zmianie życia. Cóż...ufff...niełatwe to wszystko, okupione miesiącami albo i latami pracy. Takie przedstawienie psychoterapii brzmi jak jawny antymarketing, czy czarny PR. Niestety, albo stety jest ono bliższe realności. W dodatku nie ma się co łudzić, że któreś z podejść czy modalności terapeutycznych jest doskonalsze, czy bardziej efektywne. Jak potwierdzają różne metaanalizy badań, rezultaty poszczególnych podejść w leczeniu są dość zbliżone. Odsyłam tu do ciekawych wyników badań: http://www.scottdmiller.com/wp-content/uploads/What%20Works%202010.PDF.
Współcześnie zaleca się terapeutom kierunek „pielęgnowania niepewności”, żeby uniknąć nadmiernej egocentryzacji na tym co działa w psychoterapii, a raczej czujnie śledzić proces klienta i podążać za nim.
Paradoks zmiany w psychoterapii
W czym więc psychoterapia pomaga? Nabierając świadomości siebie, zakładam, że człowiek ma wybór. Nie oznacza to zmiany osobowości. Zresztą bliższe jest mi myślenie o ewolucji osobowości niż radykalnej zmianie. W psychoterapii Gestalt określa się to terminem zmiany paradoksalnej. Oznacza to duży szacunek do wszelkich mechanizmów obronnych, które w trakcie życia wypracował człowiek, a które niosą za sobą pewną możliwość przystosowania do warunków jego życia. Z tej perspektywy zakładam, że jeśli człowiek cierpi z powodu jakichś trudności psychicznych, to na jakimś etapie życia były one przystosowaniem. Nawet najbardziej nieadekwatne z mojego punktu widzenia zachowanie czy fenomen psychiczny jest intencją klienta, by zostać zrozumianym i przyjętym w jego świecie. Na przykład dziecko doświadczające przemocy, wycofało się w świat wewnętrzny, czy zminimalizowało wrażliwość cielesną, po to, żeby przetrwać. W tym znaczeniu ZMIANA, czy leczenie takiej osoby dorosłej z jej zdolności do „znieczulenia” musi być ewolucyjna, dostosowana do warunków jej życia, a nie związana wyłącznie z POSTĘPEM czy ROZWOJEM. Jean Liedloff w swojej książce „W głębii kontinuum”, świetnie to opisuje:
„Wszystko, czego zmiana może dokonać, to zastąpić element zachowania dobrze zintegrowany z otoczeniem takim elementem, który zintegrowany nie jest. Zastępuje coś, co jest złożone i przystosowane, czymś prostszym i mniej przystosowanym. W rezultacie wprowadza napięcie w równowadze, którą tworzą wszystkie wzajemnie splecione czynniki wewnątrz systemu i poza nim. Ewolucja daje więc stabilność, zmiana powoduje podatność na urazy”
Pewna nauczycielka psychoterapii, powiedziała kiedyś w trakcie zajęć w IIPG w Krakowie: „chcesz mieć szybkie efekty, to ugotuj zupę”. Jakkolwiek można potraktować humorystycznie, czy prześmiewczo tę tezę, to wydaje mi się uczciwe wspomnieć o tym klientom, którzy trafiają do naszych gabinetów. Skoro więc nie szybkie i łatwe rozwiązania, nie postęp i nie zmiana to co? Co z tą psychoterapią? Czego mogę się spodziewać po psychoterapii?? - pytają klienci.
Bogdan de Barbaro powiedział kiedyś, że są dwa rodzaje terapii: PUSH i PULL ( czyli pchaj i ciągnij). Gdzie terapie typu PUSH mieszczą się moim zdaniem gdzieś w kręgu dyrektywności i technik rozwojowych, takich jak coaching. Bliższa mi jest natomiast psychoterapia w stylu PULL, gdzie zapraszam klienta do pochylenia się (wciągnięcia się) w swój świat wewnętrzny. Przy czym jako psychoterapeutka biorę odpowiedzialność za samą siebie w gabinecie, ponieważ w tym, co ja mogę pokazać klientowi na jego własny temat, mieści się możliwość jego rozwoju. Podoba mi się ujęcie tematu w książce: Postmodernistyczne inspiracje w psychoterapii, (B.de Barbaro, Sz. Chrząstowski):
"Za co odpowiada psychoterapeuta?
Postmodernistyczni psychoterapeuci dają pozornie minimalistyczną odpowiedź: "Odpowiadam tylko za siebie". Nie oznacza to jednak lekceważenia zadań terapeutycznych ani tym bardziej osoby, która zgłosiła się po pomoc. Przeciwnie: od terapeuty zależy jego wkład w dialog i jego zadaniem jest, by ten wkład był jak najbardziej użyteczny dla klienta/ pacjenta. W tym sensie terapeuta odpowiada za:
- bezpieczeństwo i akceptację w czasie spotkania terapeutycznego ( ale nie za "prowadzenie" klienta według własnych wyobrażeń);
- klimat inspiracji ( a nie: wskazówki doktrynalne);
- zainteresowanie wizją pluralistyczną i siłą języka (a nie: "prawdą obiektywną" i monistyczą doktryną);
- wprowadzenie zachęty do twórczej niewiedzy i inspiracji, by klient/ pacjent szukał mocno swojego sprawstwa, dobrych dla niego opisów, narracji, rozwiązań."
Zatem „wciągam” klienta w relację ze mną, nie popycham w żadną stronę, nie wiem co jest dobre a co złe dla niego. Staram się towarzyszyć mu w tym, co dla niego jest możliwe w danej chwili, czyli uszanować tempo pracy. Nie pospieszać, nie nastrajać na sukces. Bo nieraz się okazuje, że sukcesem terapeutycznym jest nie tyle nowa umiejętność, albo pozbycie się starego mechanizmu, ale raczej przyjęcie siebie takiego jakim się jest. W tym cały paradoks, który w terapii lubię.
Anna Bal – psycholog, certyfikowana psychoterapeutka humanistyczno – egzystencjalna (Gestalt), pracuje w Warszawie prowadząc psychoterapię indywidualną oraz par. Współpracuje z Przychodnią Terapeutyczną. Umiejętności terapeutyczne szkoliła w Moskiewskim Instytucie Psychoterapii Gestalt (w Odessie i Kaliningradzie) oraz Instytucie Integralnej Psychoterapii Gestalt w Krakowie. Prowadzi terapię również w języku rosyjskim. (annabal.pl)