„Pole rażenia pary. Pięć dni, jedna lawina i trzy modele związku”.

falka1

Film „Turysta” jest co najmniej lawiną, która spadła na mnie kilka lat temu.  Każda rodzina czy też para, w której polu się znajdujemy, ma ogromną siłę rażenia, wpływa na otoczenie. Procesy w niej  zachodzące mają tę intensywność, którą reżyser filmu „Turysta” – Ruben Óstlund nazwał „siłą wyższą” (fr.force majeure). Jak podaje Wikipedia, „siła wyższa” to zjawisko, które powoduje zwolnienie kogoś z odpowiedzialności.

Chcę w kontekście tego filmu przyjrzeć się zjawiskom, które dzieją się w relacji rodziny, a szczególnie w parze małżeńskiej i rodzicielskiej. W jaki sposób para radzi sobie z mniej lub bardziej zwyczajną katastrofą (rzeczywistą bądź emocjonalną) i  jak to jest z tą odpowiedzialnością?  Jak można rozumieć rodzinę,  przyglądając się wzorcom męskości i kobiecości we współczesnym świecie? Kto przewodzi stadem i czy możemy sobie ufać?

 

Dzień pierwszy: RAZEM-DOSTROJENIE

Jest coś takiego, że w trakcie urlopów, świąt, dni wolnych od pracy, stajemy oko w oko z tym, co rzeczywiście jest. Chwilowe wycofanie z określonych ról społecznych, rodzinnych i zawodowych sprawia, że dekonstruujemy codzienność, co jednocześnie stanowi wyzwanie, bo wymaga od nas wyjścia z czegoś nawykowego i jasno określonego,  na rzecz „bycia razem”. Urlop wytrąca z mechanizmów, które rodzina tworzy, żeby móc ze sobą być. Nie znaczy to oczywiście, że bycie w rodzinie jest jednoznaczną mordęgą i trzeba się do tego jakoś szczególnie uzbrajać, choć i takie refleksje przychodzą po obejrzeniu filmu. Z pewnością można powiedzieć, że  podczas urlopu para czy rodzina staje ponownie bardzo wyraźnie naprzeciwko siebie, ich relacja jest dominującą figurą. I co teraz? Rodzina przyjeżdża na urlop, mają 5 dni dla siebie. W pierwszej scenie fotograf podpowiada im,  w jaki sposób mają się ustawić, żeby wyglądało, że są bliżej siebie. Jak się do siebie zbliżyć? Nie wiedzą.

 

Dzień drugi: LAWINA

 -Tomas, to lawina

-Tak, ale pod kontrolą, jesteśmy bezpieczni;

A więc stało się. Zdarzyło się nieoczekiwane. Jeden fałszywy ruch mężczyzny, który wszystko zmienia i odsłania kryzys tej rodziny, ale też kryzys współczesnej rodziny w ogóle. Mamy tu do czynienia z sytuacją zagrożenia, wobec której kobieta i mężczyzna zachowują się odmiennie, każdy po swojemu.  Ów kryzys przetasowuje rozkład sił i napięć w rodzinie. Naturalnie w takiej sytuacji, wszystkich zalewa fala lęku i jednoczesne pragnienie powrotu do czegoś wspólnie bezpiecznego, co w przypadku filmu „Turysta” jest potrzebą ujednolicenia wersji wydarzeń. Widzimy więc, że jedność, czy jednomyślność, może wynikać z potrzeby chwilowego zlania się i pragnienia emocjonalnego schronienia. W filmie tendencja ta została przypisana kobiecie —  matce: „Chcę, żebyśmy postrzegali to tak samo”.

Nie wiadomo czy w chwili katastrofy,  mężczyzna  pozbawiony jest instynktu stadnego, czy wręcz przeciwnie, ratuje się jako pierwszy, żeby ocalić potem — to jest poniekąd pytanie tego filmu —kim jest współczesny mężczyzna i jaką rolę ma do spełnienia?

Podejmuje to zagadnienie podstawowych instynktów, które w cywilizowanym świecie zostały z jednej strony zniekształcone poprzez oczekiwania wobec człowieka radzącego sobie, „mierzalnego”, kontrolującego swoje emocje. Radzenie sobie z emocjonalnym napięciem, przyjmuje najbardziej naturalną i znaną ludziom formę – Ebba i Tomas usiłują poradzić sobie ze zdarzeniem, opowiadając innym ludziom,  co im się przytrafiło, poszukując zrozumienia, rozładowania i odzwierciedlenia. Jest to spójne ze znanym powszechnie sposobem „opracowania” traumy i zapobiegania reakcji stresu pourazowego. Jednocześnie moją uwagę zwraca różnica między reakcją kobiety i mężczyzny. W jaki sposób działa instynkt i „przeciwinstynkt”, który rozumiem jako współczesną pułapkę, w którą wpada każdy z nas, a w tym filmie przypisana jest bardziej mężczyźnie. Im bardziej jest on rozłączony ze swoją reakcją lękową, tym silniej ona reaguje niepokojem, lękiem i paniką. Bardzo odmiennie przeżywają to samo zdarzenie. Ona mówi o swoim przerażeniu, on utrzymuje, że wszystko było pod kontrolą, co w intencji ma chronić dzieci przed nadmiernym efektem tego zdarzenia. W rezultacie takiej spolaryzowanej, skrajnej reakcji, ani ona nie może mu zaufać, ani on przyznać się do swoich uczuć i poddać im.

Wydaje mi się, że tendencja, by chronić dzieci przed rzeczywistymi emocjami, które dotknęły wszystkich członków rodziny, pokazuje niewłaściwe założenie — że łatwiej będzie dzieciom poradzić sobie z tą sytuacją, jeśli pokażemy im, że nic się nie stało. Z jednej strony to mężczyzna prezentuje taki pogląd całą swoją uwewnętrznioną postawą (co nazywam „przeciwinstynktem”), z drugiej strony kobieta chce zaprzeczyć tym różnicującym uczuciom w relacji, ujednolicić wersję wydarzeń dla świętego spokoju. Nie chce też, żeby dzieci miały dostęp do tego, co przeżywają dorośli. Jest to cel szczytny, ale można się zastanawiać, czy właśnie taka postawa nie wzmacnia istoty kryzysu pokazanego w filmie. Skoro dzieci już nikt nie uczy,  w jaki sposób przeżywać trudności, jak sobie z nimi radzić, pozostaje albo odcięcie się emocjonalne (które reprezentuje ojciec), albo zagubienie i rozczarowanie rzeczywistością, którą uosabia matka.  Mężczyzna zareagował instynktownie i po ludzku. Zgodnie z oczekiwaniami, jakie kultura współczesna kieruje wobec mężczyzn i formułuje w postaci „idealnej męskości”, nie wolno mu się było przyznać, że coś jest nie tak i że przeżywa strach.

 

Dzień trzeci: OSOBNO,  czyli po co nam inni?

W filmie oprócz głównych bohaterów poznajemy jeszcze dwie inne pary, tworzące razem trzy różne modele związku. Czy jest zatem jakaś mniej lub bardziej przystosowawcza forma relacji partnerskich,  czy rodzinnych, mogąca zabezpieczyć nas przed rozczarowaniem?

Para druga to zupełne przeciwieństwo głównych bohaterów — cechuje ją brak stałości, korzystanie z siebie w „tu i teraz”: „Wpadliśmy na siebie dziś rano przy windzie. Chyba brakowało nam bliskości drugiej osoby”. (...)

Można się zastanawiać czy niektóre osoby w taki właśnie sposób radzą sobie z lękiem przed rozpadem związku, że nie wiążą się w bliższe relacje, nie mają wobec siebie oczekiwań i zobowiązań? Stawiają więc na związek otwarty i brak ograniczeń zawartych w  roli matki i żony, ojca i męża. Można każdego dnia spotykać innego mężczyznę, czy kobietę – bo potrzebę bliskości trzeba jakoś zaspokoić, ale najlepiej jak najbardziej niezobowiązująco i nie narażając się na trwałą więź. Naprawdę zastanawiam się jako widz i kobieta, co jest tutaj sensowniejszą adaptacją i do czego? Pozostaję w duchu takiego pojmowania świata, że wszystkie nasze mechanizmy obronne są formą twórczego przystosowania do rzeczywistości. A może coś jest jednak nie tak z tą rzeczywistością? Zanadto nas rozmontowała, oddaliła od siebie, wprowadziła w pułapkę nieujawniania uczuć, prezentowania modelu siły, będącego formą zaprzeczenia słabości? Tomas bardzo długo nie jest w stanie dotrzeć do swoich uczuć — tak słabo jest przygotowany na przeżywanie czy właśnie tak mocno  rządzą nim instynkty, których nie jest w stanie zmienić? W jakiś sposób pomaga mu w tym kolejna para, która zjawia się w polu rażenia naszych bohaterów i odsłania jeszcze inne kwestie, związane z byciem w relacji.

 

DZIEŃ CZWARTY Kto mnie ochroni?

Para trzecia uwypukla różnice w przeżywaniu emocji między kobietami i mężczyznami. To ważny i aktualny temat, chociażby w kontekście tego, kto współcześnie stoi na czele stada, kto je zamyka, jaki jest podział ról  w czasach, kiedy granice odpowiedzialności są zatarte, a związki mogą być tymczasowe bądź nie, rodzinne, bądź nie, między osobami zróżnicowanymi wiekowo, zawodowo, narodowościowo, bądź nie.

Relacja tej ostatniej pary  ujawnia pewne istotny współcześnie, choć nieoczywiste zjawisko.  Dobrze, że coraz więcej mówi się o pozostałości patriarchatu i przemocy mężczyzn wobec kobiet. Mniej dostępne jest to, co jest „niewidoczne dla oczu”, czyli subtelne, niezauważalne przytyki, wyrazy niezadowolenia kobiet wobec mężczyzn, a może oczekiwania, że będą jednocześnie wszystkim – czułym opiekunem i  bohaterem.  Z tej perspektywy,  bardzo porusza mnie rozwinięcie wątku trudnej sytuacji współczesnego mężczyzny: gdy reaguje instynktownie to jest źle, gdy reaguje przeciwko instynktowi – to też jest źle, co przekłada się na dramat związku. Czego potrzebuje męskość? Dwaj mężczyźni – przyjaciele jadą więc sami na górę, żeby zjechać poza szlakiem. Samotnie i niebezpiecznie. Dopiero wtedy puszcza lawina wewnętrzna bohatera. Jego krzyk – niczym  wybuch z armatek wywołujący lawinę śnieżną, niesie ze sobą  strumień płaczu, smutku, bezradności. Siła wyższa. Lawina uczuć. Force majeur. Mężczyzna mówi do przyjaciela:

To coś fizycznego, utknęło w twoim ciele”.

Ciekawe, że to właśnie męskie wsparcie było potrzebne, żeby wewnętrzny ból bohatera znalazł ujście. Mężczyźni muszą więc wyruszyć w samotną drogę, zejść ze szlaku i uzyskać wsparcie dla tego, co „utknęło gdzieś w ich ciele”. Odzyskać dostęp do swojego czucia, słabości i możliwości spotkania się z tymi uczuciami. Fala emocji zalewająca naszego bohatera jest tak bardzo nieoczekiwana dla kobiety i dzieciaków, że właściwie reagują na nią podobnie jak on wcześniej na zagrożenie lawinowe. Instynktownie (lub „przeciwinstynkt-ownie”) zarówno Ebba, jak i dzieci,  błyskawicznie ulegają strachowi, przerażeniu i chęci zaprzeczenia – że to się nie dzieje naprawdę. Pokazuje to charakterystyczną sytuację w związkach,  w których nie można przeżywać i wyrażać siebie.  Istotę konfliktu w małżeństwie głównych bohaterów dotyczy pytania:  w jaki sposób być  emocjonalnie podłączonym do rodziny, spędzać razem wakacje, cieszyć się sobą i jednocześnie być zmuszonym odciąć całą warstwę uczuć nieakceptowanych społecznie czy kulturowo?

-Tata jest smutny.

-To minie – uspokaja dzieci Ebba.

 

 

 

DZIEŃ OSTATNI

Nie można jednocześnie prowadzić stada i go zamykać. Gdybyśmy mogli przeżywać wszystkie uczucia na bieżąco, być może nie musielibyśmy się tak przed nimi chronić.

Jakich przemian potrzebuje więc współczesna rodzina, żeby móc poradzić sobie z katastrofą dnia codziennego? W refleksji końcowej jest dla mnie znaczące – że dzieci w systemie rodzinnym, mają takie samo prawo czuć, przeżywać, a czasem pomagać rodzicom w radzeniu sobie z emocjami. Wiem, że to ostatnie zdanie może wzbudzić kontrowersje, wobec obecnego i coraz szerzej badanego współcześnie zjawiska parentyfikacji, czyli odwróceniu podstawowych ról emocjonalnych w rodzinie. Zgadzam się, że role nie powinny być odwrócone i jest pewna odwieczna, bazowa hierarchia, nienaruszalna i stała, gdzie rodzice biorą odpowiedzialność za dzieci. Wydaje mi się jednak, że bardzo łatwo, jak to jest pokazane w  filmie, zejść ze szlaku we mgłę, w której dorośli chronią dzieci przed swoimi emocjami, nie dając im jednocześnie szansy na naukę przeżywania swoich uczuć w relacjach z innymi, przez co dzieciaki muszą radzić sobie same. Jedna z ostatnich scen, kiedy rodzina przylega do siebie zlepiając się w jedną kulkę,   pokazuje jak bardzo każdemu z nich potrzebne jest przyjęcie w ich emocjonalności — że oto jesteśmy —  czujący, wrażliwi, czasem słabi i nieradzący sobie, ale też jesteśmy tu po coś dla siebie i nie zapominajmy o tym.  Rodzina staje wobec szansy na spotkanie ze sobą i można powiedzieć, że jej się to udaje. Zastanawiam się,   czy kryzys (reprezentowany w filmie przez sytuację zagrożenia), wobec którego każdy z członków rodziny ma swoją reakcję,  jest szansą na ponowne zbliżenie się?

Anna Bal – psychoterapeutka humanistyczno – egzystencjalna (Gestalt), absolwentka Moskiewskiego Instytutu Gestalt (Odessa, Kaliningrad) oraz Instytutu Integralnej Psychoterapii Gestalt (Kraków). Współpracuje jako młodszy trener z  Instytutem Treningu i Edukacji Gestalt w Rzeszowie. Interesuje się pracą z parami oraz związkami psychoterapii i sztuki. Mieszka i pracuje w Warszawie. Prowadzi terapię również w języku rosyjskim (annabal.pl).