fot. Diana Lelonek
MOŻLIWOŚCI DIALOGU – OD POLARYZACJI KU RZECZYWISTOŚCI, W POSZUKIWANIU UZDROWIENIA ZRANIONEGO SELF
Artykuł po raz pierwszy opublikowany w Czasopiśmie "Fenomen Psychoterapii" nr 3/2018
Dyskutuje się z chęci mówienia, rozmawia się z chęci słuchania.
Magda Umer
Szukając porozumienia, możemy natknąć się na ograniczenia w dialogu. Mimo towarzyszącej nam intencji spotkania, wyrażonej w popularnym „chciałam dobrze, ale wyszło jak zwykle”, zdarza się, że komunikacja utyka. Czy dla budowania relacji z innymi ludźmi dialog jest kluczowy? Czy wystarczą szczere chęci, żeby swobodnie rozmawiać, nie potykając się w chwilach różnicy zdań? Okazuje się, że dla dialogu, w którym obecne są dwa lub więcej głosów, oprócz intencji porozumienia potrzebne jest rozmówcy bazowe poczucie pewności w samym sobie (nie mylić z pewnością siebie), związane z poczuciem bezpieczeństwa i gruntu pod stopami. Wszystko po to, żeby jego krucha konstrukcja psychiczna nie rozpadła się na skutek podmuchu Innego czy też zetknięcia się z różnicą. Łatwo powiedzieć, trudniej wcielić w życie – właśnie dlatego zajmuję się tym tematem, mierząc się jednocześnie z własnymi ograniczeniami i szukając tego, co stanowi przeszkodę w dialogu i co jest potrzebne, żebyśmy mogli się na taki rodzaj spotkania otworzyć.
Kiedy myślę o tym, co jest potrzebne do prowadzenia dialogu, dwa zagadnienia szczególnie przykuwają moją uwagę. Po pierwsze do dialogu potrzeba dwóch osób, które są od siebie różne i są w stanie tę różnicę wyartykułować. Nieoczywistym może być fakt, że do dialogu potrzebna jest wyjściowa różnica. Jednak gdyby nie ona, poruszalibyśmy się w jednolitym strumieniu podobieństw, któremu bliżej byłoby do monologu. Wraz z różnicą pojawia się ryzyko konfliktu. Podobnie jak w każdej relacji, żeby różnice mogły być tolerowane i nie zaburzały kontaktu, potrzebny jest mocniejszy grunt, podbudowa oparta na realnym poczuciu własnej wartości, co według mnie stanowi drugi ważny element dialogu. Im więcej w nas kruchości, tym silniejsza potrzeba władzy i posiadania wyłącznej racji, którą postrzegam jako mechanizm obronny służący zaprzeczeniu słabości. W takiej sytuacji pojawiający się konflikt nie wspiera nas w podejmowaniu wysiłków skierowanych na przepracowanie go, ale skłania do rozejścia się lub zmiany rozmówcy. Zagadnienie to dotyczy nie tylko jednostek, lecz także kontekstu społecznego i politycznego.
Przywołując myśl Christophera Lascha (2016) o kulturze narcyzmu, mamy obecnie do czynienia ze społeczeństwem narcystycznym, w którym skłonni jesteśmy nieustannie poszukiwać odzwierciedlenia nas samych, a relacje budować w oparciu o podobieństwa, odrzucając różnice nie tylko jako niewygodne, ale zagrażające naszej integralności. Silny lęk przed innością może być związany z kruchością ego. Ochrona tej kruchości łączy się z wielkościowym postrzeganiem siebie (co społecznie i kulturowo stanowi sprzyjający kontekst dla pojawienia się narcyzmu kolektywnego) i idealizacją grupy własnej (Zajenkowska, 2016).
Nie wystarczy powiedzieć, że jest źle. Uwzględniając perspektywę now-for-next (Spagnuolo-Lobb, 2016), która podkreśla znaczenie intencji kontaktu, można się zastanawiać, jaka to intencja realizuje się we współczesnym społeczeństwie i kto może na nią odpowiedzieć, albo do jakiego obiektu pierwotnego jest ona skierowana. Inaczej mówiąc, jeśli zakładamy celowość ludzkich działań (intencjonalność), to w jaki sposób można rozumieć intencję, która społecznie przyjmuje postać eliminowania różnic, niezgody na nie czy też lęku przed obcymi? Częściowo zajmę się przyglądaniem się przyczynom tego zjawiska, jednak bardziej interesujące jest dla mnie wspomniane wyżej now-for-next, czyli pytanie: ku czemu te zjawiska zmierzają i jaka jest ich funkcja?
Pracując w gabinecie, nauczyłam się dostrzegać, że każde działanie, zarówno konstruktywne, jak i noszące znamiona destrukcyjności, ukierunkowane jest na uniwersalny ludzki cel i jest sensowne. Humanistycznie za Rogersem zakładam, że celem tym jest integracja, poczucie przynależności, spełnienia, akceptacji i miłości. Trudności, które obserwujemy, mogą mieć charakter przejściowy i rozwojowy, o ile zdołamy zapewnić jednostkom odpowiednie warunki do rozwoju lub odnajdziemy symboliczną wystarczająco dobrą matkę, dającą nam jako społeczeństwu możliwość wzrastania.
Fałszywe Ja jako przeszkoda w poszukiwaniu dialogu
Jeśli rozumieć możliwość dialogu jako zdolność do różnicowania się, warto sięgnąć głębiej, do podstawowych teorii rozwojowych człowieka. Proces wyodrębniania się czy różnicowania, stanowi kluczowy aspekt rozwoju psychicznego, następujący dzięki bezpiecznemu przywiązaniu. Więź, którą cechuje wystarczająco dobra stałość i obecność, pozwala dziecku rozejrzeć się wokół i początkowo nieśmiało, oglądając się za siebie, odejść od matki czy innego obiektu przywiązania. Wszystko po to, żeby dojrzewający człowiek mógł stanąć na własnych nogach i sięgnąć po swoje życie jako odpowiedzialny podmiot. Żeby zatem wybrać się w tę niebezpieczną podróż ku różnicy i miejscu, gdzie mogę napotkać Innego, potrzebny jest podstawowy grunt, świadomość punktu, z którego startuję lub rozpoznanie terenu.
Kiedy coś staje na przeszkodzie bezpiecznemu przywiązaniu, na przykład doświadczenie traumy czy niedostatek opieki, rozwój w kierunku tolerowania różnic czy wytrzymywania frustracji związanej z zasadą rzeczywistości (Winnicot, 2001) staje się utrudniony, co bardzo opóźnia dojrzewanie, zarówno jednostki, jak i społeczeństw. W przypadku niektórych społeczeństw konsekwencją przekazywanej z pokolenia na pokolenie traumy historycznej jest stale podkopane poczucie bezpieczeństwa i brak zintegrowanej postawy wobec życia. Mam na myśli to, że niedojrzałe ego cechuje tendencja do polaryzacji i rozwiązywania konfliktów, (ale też wszelkiej niepewności) poprzez rozszczepienie czy polaryzację stanowisk, którą uważam za zasadniczy współcześnie mechanizm przerywania kontaktu. Zarówno Ja (człowiek sam dla siebie), jak i świat zewnętrzny postrzegane są wtedy jako potencjalne źródło zagrożenia, co rodzi z kolei wrogość, rozczarowanie, nieprzychylność i brak zaufania wobec siebie i świata (Zajenkowska, 2016).
W tym sensie poczucie niepewności, braku zaufania do siebie i swojej wartości, stanowią doskonałą podwalinę pod adaptację narcystyczną. Warto pamiętać, że ta specyficzna dla współczesności charakterystyka osobowości nie wyrosła w izolacji, lecz jako rezultat przemian historyczno-kulturowych XX wieku. W dużym skrócie można powiedzieć, że narcystyczne dzieci spełniają pragnienia swoich rodziców, żeby być kimś lepszym niż oni i osiągnąć to, czego ich rodzice nie zdołali. Winnicot pisze o powstaniu „fałszywego self”, którego zadaniem jest ochrona „prawdziwego self” (2001). Według niego prawdziwe i spontaniczne Ja w trakcie życia otaczane jest opieką fałszywego Ja, które ma chronić jednostkę przed odrzuceniem ze strony otoczenia, brakiem akceptacji oraz przeżywaniem bólu i cierpienia z nimi związanych (Pielacha, 2016).
W poniższym tekście piosenki, wykonywanej przez Tadeusza Nalepę i znanej zapewne kilku pokoleniom, widoczny jest proces prowadzący do poszukiwania siły, która ma zaprzeczać słabości. Siły, której nic nie jest w stanie złamać.
Kiedy byłem,
kiedy byłem małym chłopcem, hej, wziął mnie ojciec,
wziął mnie ojciec i tak do mnie rzekł:
„najważniejsze co się czuje, słuchaj zawsze głosu serca, hej”.
Kiedy byłem, kiedy byłem dużym chłopcem, hej,wziął mnie ojciec,
wziął mnie ojciec i tak do mnie rzekł:„głosem serca się nie kieruj,
tylko forsa ważna w życiu jest”.
Wicher wieje,
wicher słabe drzewa łamie, hej.
Wicher wieje,
wicher silne drzewa głaszcze, hej.
Najważniejsze to być silnym,
wicher silne drzewa głaszcze, hej.
(Loebl, 1971)
Przytaczam tekst piosenki, ponieważ w moim przekonaniu oddaje on pewien aspekt przekazu międzypokoleniowego, poprzez który rodzice, chcący dla swoich dzieci lepszego losu, wystawili je na swego rodzaju niebezpieczeństwo. Paradoksalnie właśnie przekaz porzucający głos serca stwarza karykaturę siły, powodując, że staje się ona niestabilną, koronkową, niezintegrowaną konstrukcją i nie pozwala stawić czoła różnicom w dialogu, bo wymaga stałego trzymania gardy, stania na straży swojego poczucia wartości. Margherita Spagnuolo-Lobb upatruje początku tych przemian społeczno-kulturowych w latach 50.–70. XX wieku, kiedy to indywidualny rozwój połączony z odrzucaniem społecznych więzów stawały się wartościami fundamentalnymi dla nowego ładu obyczajowego. Typowy język, jakim posługiwali się pacjenci psychoterapii w latach 50. to: „chcę być wolny, więzi mnie duszą, nie pozwalają rozwinąć mojego potencjału”. Odpowiedzi terapeutów były odpowiednio dostosowane do takich potrzeb i wzmacniały prawo do wolności, niezależności, swobody i wyzwolenia z więzów na rzecz realizowania indywidualnego potencjału (Spagnuolo-Lobb, 2016). Lata 70.–90. XX wieku przyniosły zmianę tego paradygmatu relacyjnego oraz zapowiedź jego konsekwencji. Społeczeństwo technologiczne (Galimberti 1999, za: Spagnuolo-Lobb, Francesetti, Gecele, 2016), widziane jako produkt społeczeństwa narcystycznego, przyniosło zapowiedź społeczeństwa borderline. Można rozumieć borderline jako skutek niepowodzeń człowieka w przystosowaniu do narcystycznego świata. Pokolenie borderline pozostawało z jednej strony pod silną presją rodziców, którzy, zachłyśnięci nowymi możliwościami i sukcesem, chcieli tego samego dla swojego potomstwa. Z drugiej strony pozbawiało to dzieci należytego wsparcia i przyzwolenia na popełnianie błędów, pozostawiając je w stanie „jaki cechuje ambiwalencja, brak satysfakcji, niemożność oddzielenia siebie od innych w celu potwierdzenia własnych wartości” (Spagnuolo-Lobb, 2016). Z założenia dobra i konstruktywna intencja rodziców, żeby ich dzieci osiągnęły sukces życiowy przysparza dzieciom sporo trudności i nie pomaga w dialogu. Nieodzwierciedlone (bo mające być kimś innym, niż są w rzeczywistości) dzieci szukają siebie w lustrze innych – szukają podobieństw, potwierdzających ich podstawowe prawo do bycia sobą. Jednocześnie, patrząc w lustro, zamykają oczy, żeby nie widzieć w nim grymasu niezadowolenia lub odmiennego zdania na swój temat. Zgodnie z tym, jak widzi ten proces Margherita Spagnuolo-Lobb, od lat 90. XX wieku mamy z kolei do czynienia ze wzrastającym poczuciem płynności. Dzieci społeczeństwa borderline doświadczają braku istotnych intymnych relacji formatywnych z uwagi na nieobecność rodziców zajętych budowaniem fałszywego self, które było niezbędnym przystosowaniem do ich rzeczywistości. Im samym także zabrakło umiejętności relacyjnych, więc nie byli w stanie zapewnić dzieciom więzi dających podstawowe bezpieczeństwo i poczucie gruntu.
Owa płynność (liquid society) oraz rozproszone więzi powodują, że wzbudzone w relacjach pobudzenie nie znajduje ukojenia i pomieszczenia w innych relacjach (a komputer nie przytuli) (Bauman, 1995). Niepohamowane pobudzenie przeradza się w lęk, a ponieważ lęk jest niewygodny, musi ulec desensytyzacji. Ten brak gruntu, o którym pisałam powyżej, wiąże się z utratą czucia własnego ciała, znalezienia oparcia w nim. Christopher Lasch opisywał ten proces następująco:
Dzisiaj ludzie narzekają na nieumiejętność odczuwania. Pielęgnują bardziej żywe doświadczenia, starają się pobudzić niemrawe ciało, próbują rozbudzić na nowo utracone żądze. Potępiają superego i sławią utracony sens życia. Dwudziestowieczni ludzie stworzyli tak wiele barier psychologicznych przeciw silnemu przeżywaniu i zainwestowali w nie tak dużo energii pochodzącej z zakazanego impulsu, iż nie pamiętają, jak to jest być zniewolonym przez pożądanie. Zmierzają raczej do bycia zżeranym przez wściekłość, która pochodzi z mechanizmów obronnych chroniących przed pożądaniem i tworzy z kolei nowe mechanizmy obronne przeciwko samej agresji. Pozornie sympatyczni, ulegli i towarzyscy kipią wewnętrzną złością, w której stłoczone, przeludnione i biurokratyczne społeczeństwo może znaleźć prawdziwe ujście (2015, s. 24).
W Polsce historyczne tło dla rozwoju jednostki przyjmuje nieco inny charakter. Odzyskanie wolności (przynajmniej w sensie głoszonego światopoglądu) w roku 1989 oznaczało jednocześnie utratę silnego obiektu „opiekuńczego” w postaci systemu państwa. Taka egzystencjalna strata dla niedojrzałej jednostki może być źródłem niepokoju i zagubienia, czymś jak przedwczesne wypuszczenie z gniazda.
Dojrzewanie do rzeczywistości – dojrzewanie do dialogu
Co jest potrzebne, żeby móc się życzliwie różnić? Koncepcja pola, pierwotnie stworzona przez Kurta Lewina, a rozpowszechniona w psychoterapii Gestalt, opisuje człowieka zanurzonego w rzeczywistości tworzonej przez siły wewnątrzpsychiczne i pochodzące ze środowiska. Pomaga to zobaczyć różne zagadnienia dotyczące jednostki i społeczeństwa, wychodząc poza perspektywę dualistyczną czy przyczynowo-skutkową.
Figura i tło tworzą strukturę pola, w którym jest miejsce dla różnych aspektów czy biegunów ludzkiego istnienia, czyli dla całości. Żeby pole funkcjonowało w zdrowy i rozwojowy sposób, ważne jest uwzględnianie całego spektrum przeciwności i wymiarów, które je tworzą, a także faktu ich cyrkularnego współoddziaływania. Z perspektywy teorii pola nie ma winnego i poszkodowanego, ponieważ zakłada się, że pole jest współtworzone, co nie jest jednoznaczne z relatywizmem, a zaprasza do odpowiedzialności. Kiedy zatem dostrzegam w sobie jakiś punkt widzenia, który ma jasno określone granice (na przykład jestem przeciwna aborcji), w perspektywie pola muszę wziąć pod uwagę, że mój pogląd istnieje wyłącznie w oparciu o to, że gdzieś na tej samej planecie jest ktoś, kto myśli dokładnie przeciwnie. Banalnym jest powiedzieć, że nie ma nocy bez dnia, dobra bez zła itd. Trudniej natomiast jest przyjąć i zaakceptować taki pogląd, że im więcej w nas humanizmu, dominującego zrozumienia dla ludzkiej biedy, współczucia wobec zwierząt (zakładając, że to jest aktywnie dominującą w społeczeństwie figurą), tym bardziej w tle działają siły destruktywne, nieujawnione, pominięte, zepchnięte poza nawias. Nieuwzględnienie całości jest usztywnieniem w nierealistycznej strukturze pola.
Zgodnie z zasadą Zeigarnik niepełne figury dążą do domknięcia całości (1978).W odróżnieniu od freudowskiego „przymusu powtarzania”, domykanie figur ma nie tyle charakter odtwórczy i popędowy, zmierzający do prostego zredukowania napięcia (bliższego pojęciu „usztywnionego gestaltu”), ile zakłada istnienie intencjonalności, określanej mianem now-for-next, o której pisze Margherita Spagnuolo-Lobb (2016).
Można powiedzieć, że aktualnie w wymiarze społecznym dzieje się coś takiego, jak proces domykania, czyli wydobywania z tła tego, co było niechciane i zepchnięte przez kulturę zachodnią czy też narcystyczną poza główny nurt. Jeśli dominujący współcześnie dyskurs Europy Zachodniej niesie wartości humanistyczne, nie powinniśmy być zaskoczeni, że w tle działa drugi biegun sprzeczny z poglądami wolnościowymi czy liberalnymi. Odnosząc się bezpośrednio do rodzimej rzeczywistości, uważam, że powrót konserwatywnych wartości nie wyrósł z wielkiego wybuchu czy chaosu, a raczej zaistniał jako tło dla dominującej figury odrzucającej więzi i poczucie wspólnoty, przynależności. Dopiero całość daje poczucie integracji. Zbyt dużo chcieliśmy zepchnąć do tła, które się teraz upomina i zgodnie z intencją całości dąży do domknięcia, uzupełnienia o pominięte wartości.
Dla przykładu można sobie wyobrazić kłócącą się parę (przy czym zakładam, że jest ona całością czy całą figurą), w której jedno z partnerów zarzuca drugiemu nadmierną agresywność czy zaborczość. Jeśli zatem agresywność jest umieszczona w jednym z partnerów (czy też w niego wprojektowana), drugi może poczuć się skrzywdzony. Z perspektywy jednej strony konfliktu: ktoś jest agresorem, a ktoś jest krzywdzonym. Z perspektywy pola można zastanawiać się, co dzieje się aktualnie z jego strukturą, że „cała agresywność” niczym opiłki magnesu w szkolnym eksperymencie przesuwa się na jeden biegun, a cała uległość zamieszkuje w drugim. Zarówno teoria pola, jak i teoria psychoanalityczna mówią, że każdy człowiek od urodzenia ma w sobie jednocześnie oba bieguny (różne siły czy popędy istnieją w nim obok siebie: libido i destrudo, eros i thanatos).
Jednak siły będące w polu organizują się w taki sposób, że któryś z biegunów bardziej przynależy jednej osobie, a przeciwny – drugiej. Chcę powiedzieć, że moim zdaniem, taki rodzaj polaryzacji czy niemożności uwzględnienia w sobie obydwu stron wiąże się z brakiem możliwości kontenerowania czy małą pojemnością dla tzw. całości. Moja refleksja zmierza w tym miejscu ku próbie zrozumienia tej dychotomii, poszukując jednocześnie czegoś, co złagodzi jej skutki. Kiedy główną figurą są mechanizmy obronne, rozglądam się w poszukiwaniu tła. Uwagę moją przyciąga wspomniany wyżej koncept wystarczająco dobrej matki i jej konstruktywnych, kojących właściwości. Zastanawiam się, gdzie jest nasza symbolicznie „wystarczająco dobra matka”, która pozwoliłaby ufać sobie wzajemnie i tym samym tworzyć grunt (formatywne tło) dla dialogu? Bez niej (czy bez jej spajających atrybutów) tworzy się niezaopiekowana, wolnościowa przestrzeń niczyja, przestrzeń „pomiędzy”, która zaczyna skutkować poszukiwaniem niezróżnicowanego (kształtującego się w oparciu o zasadę przyjemności) pola i bezpieczeństwa. A jak już pisałam wcześniej – brak różnic oddala nas od dialogu.
W tym zawiera się odpowiedź na postawione wcześniej pytanie o celowość, sensowność i intencję tego, co obserwuję współcześnie, a co nazywam niemożliwością różnienia się. Jak pisze Magdalena Kocoń-Różycka (2016) w książce „Polska na kozetce”, nasza psychika szukając bezpieczeństwa i ciepła, wykonuje pracę i podejmuje wysiłki do zbudowania jakiejś względnej całości, w której przetrwa. Czasowo jednak korzysta ze znanych sobie z wczesnego okresu rozwojowego sposobów, żeby rozdzielić to, co złe i umieścić je na zewnątrz siebie (w innych), a to, co dobre, zachować w sobie. Taka organizacja umożliwia przetrwanie (ib.). Zygmunt Bauman pisał, że „zmienna natura społecznego świata, który cechuje ciągła utrata stałego porządku i podzielanych wartości oraz wynikająca z niej niepewność, będąc źródłem niepokoju, rodzi pragnienie przywrócenia stałości i pewności” (Brunning, Skowrońska, 2016, s. 31). Można wysnuć wniosek, że w tych niezdolnych do różnicowania się zachowaniach, będących jednocześnie przeszkodą w dialogu, chodzi o przywrócenie nadziei na odbudowanie potrzeby bezpieczeństwa i gruntu, bycia w relacjach, które nas „pomieszczą” i będą stanowiły namiastkę wystarczająco dobrej matki.
Od polaryzacji ku rzeczywistości, czyli co nas uzdrawia i uwalnia z usztywnienia
Wracając do wyżej wspomnianej pary i idei współtworzenia, gdyby ona i on byli zdolni do chwilowego poddania się, wycofania (bez urazy i paniki, że znikną, zostaną zwyciężeni, pokonani przez Innego), mogliby dostrzec wartość słów: „czasem”, „pomiędzy”. „Czasem jesteś agresywny, a czasem ja jestem agresywna”. Byliby zdolni rozmiękczyć polaryzację, dopuścić współudział i iść dalej razem.
Zagadkowe może wydawać się to, co rządzi polem, co je współtworzy i co decyduje o aktualnym układzie sił w nim zawartych. Łatwiej jest dostrzegać zależności przyczynowo-skutkowe, czyli że gdzieś tu bądź tam jest przyczyna, Wielki Magnes, decydujący o tym, w jaki sposób dane pole się organizuje. Nie mam odpowiedzi na pytanie, co rządzi światem jako takim, dopuszczając, że jest to większa całość, może bóg, grawitacja, układ planet, kosmos. Mogę jednak spróbować zrozumieć, co kształtuje strukturę pola na poziomie relacji międzyludzkich. Wbrew pozorom, nie są to żadne czary. Pomaga mi w rozumieniu tych zjawisk prosta teoria rozwojowa, opisująca mechanizmy obronne, które służą ochronie przed nadmiernym lękiem czy wtargnięciem niezrozumiałych, pochodzących z id impulsów.
W pierwotnej, niedojrzałej do zasady rzeczywistości strukturze pola obserwujemy, w jaki sposób bieguny wyostrzają się i polaryzują – stąd być może w dominującej obecnie debacie politycznej tak silnie zaistniały dwie siły, które ze sobą walczą bez możliwości dopuszczenia stanu umysłu „trzeciego”. Dojrzewanie do dialogu wymaga wyjścia poza podstawową dychotomię. Jeśli istnieje coś takiego jak chęć czy pragnienie jedności, można spodziewać się, że tłem dla tej figury będzie tak samo silna potrzeba autonomii, zróżnicowania bądź odrębności. Dla możliwości dialogu konieczne jest uwzględnienie tej całości oraz wzięcie pod uwagę pytania: co kształtuje aktualną strukturę pola? Inaczej mówiąc, czy figura i tło mogą elastycznie przechodzić jedno w drugie, czy też istnieje gdzieś usztywnienie blokujące ten proces? Usztywniony gestalt czy niedomknięta figura, będące w tym przypadku zbliżone do pierwotnych mechanizmów obronnych w psychoanalizie (głównie rozszczepienia), nasilają polaryzację. Psychoanaliza daje nam cenną wskazówkę, podpowiadając, co jest potrzebne spolaryzowanemu polu, żeby mogło się uelastycznić i w twórczy sposób pełnić swoją „wystarczająco dobrą” funkcję, respektując różnice. Melanie Klein opisuje ten proces jako przejście z niedojrzałego, błogiego poczucia jedności z łonem matki, będącego istotą pozycji schizoparanoidalnej, do pozycji depresyjnej z wpisaną w nią możliwością porzucenia iluzji owej jedności i przyjęciem pewnej dozy frustracji związanej z zasadą rzeczywistości (Winnicot, 2011). Ta ostatnia organizuje pole zgodnie z pragnieniami, ale też z gotowością na „odklejenie się” od nich i zobaczenie, że jednak istnieje ktoś odrębny od nas, że istnieje Inny. Zasada rzeczywistości zatem uelastycznia pole i pozwala wyjść z usztywnienia ku dojrzałości. Związane z tą przejściową dekonstrukcją doświadczenie depresyjne jest zarazem możliwością nowego domknięcia figury (gestaltu), która, bazując dotąd na niewystarczająco bezpiecznym gruncie, nie dawała podstaw do sięgania ku Innemu. W tym sensie doświadczenie depresyjne jest przystosowaniem, reakcją korektywną, konieczną dla osiągnięcia dojrzałości czy też – większego zintegrowania.
Na poziomie emocjonalnym oznacza to przyjęcie całego spektrum uczuć (niedocenianie jednych uczuć bądź przecenianie innych powoduje wewnętrzne dyskutowanie z samym sobą, zamiast rozmawiania). Prawdopodobnie to, które uczucia są akceptowane, a które spychane poza nawias, jest kwestią dominującej kultury. Słabe tolerowanie niepewności, nieprzyjemnych i trudnych uczuć, wspierane jest przez tendencje narcystyczne, które zmierzając do przykrycia słabości, paradoksalnie nas jako ludzkość osłabiają.
Ryzyko spotkania w dialogu jest ryzykiem życia i śmierci
W animowanym filmie Możliwości dialogu Jana Šhvankmajera (1983) (wspomnianym przeze mnie w tytule i będącym inspiracją dla tego artykułu), możemy zaobserwować, w jaki sposób sprzeczne aspekty się wzajemnie przenikają i jak się integrują. Zbudowane z plasteliny ciała nieustannie przechodzą metamorfozę, a dialog polega na wzajemnym przenikaniu się materii, jej łączeniu się i rozdzielaniu. Ciało człowieka, jego seksualność, piękno i brzydota, a także energia, jaka z niego emanuje, są dla Švankmajera „tym, czym jesteśmy w nieustannym procesie stawania się” (Giełżyńska, 2010). Ta surrealistyczna wizja, w niektórych wzbudzająca odrazę i lęk, w moim przekonaniu trafia w samo sedno struktury dialogu, która wymaga zarówno łączenia się, jak i rozpadu, potrzebuje tak piękna, jak brzydoty naszego istnienia. Jest też odpowiednikiem gestaltowskiego rozumienia domykania figury jako całości. Podczas mojej pracy w gabinecie niejednokrotnie obserwowałam głęboki i poruszający proces, w którym dopiero przyjęcie swojego drugiego, odrzuconego (często wyprojektowanego na zewnątrz) bieguna, stawało się podstawą do integracji osobowości, dojrzewania i poczucia spełnienia. Widziałam klientów, którzy po doświadczeniu swojej ciemnej strony i przyznaniu sobie do niej prawa doznawali niezwykłej ulgi, a następnie odkrywali niespotykane wcześniej zasoby. Wracał im apetyt na życie, zaczynali czuć smaki, zapachy, przyjemności. Pokazuje to, w jaki sposób Gestalt wspiera dialog i go umożliwia.
Żeby przyjąć różnice, trzeba choć na chwilę wpuścić Innego do środka, do wewnątrz, dać się minimalnie zawłaszczyć, zarazić, przeniknąć. Oznacza to dekonstrukcję, ryzyko czasowego zlania się z rozmówcą i utraty konturu, co, jak pisze Giovanni Salonia (2016) w kontekście adaptacji narcystycznej, jest po prostu niemożliwe. Lęk przed konfluencją (zlaniem się) czy tymczasową zależnością, skutecznie temu przeciwdziała. Kiedy poczucie zaufania i szacunku do siebie jest budowane w oparciu o kruchą konstrukcję „fałszywego self”, dopuszczenie innego punktu widzenia grozi przyznaniem komuś racji, co stanowi poważne niebezpieczeństwo dla chwiejnego Ja, zagraża bowiem poczuciem „nic-nie-znaczenia”, bólem, pustką i deprecjacją siebie. Inaczej mówiąc, ryzyko spotkania w dialogu jest ryzykiem życia i śmierci. Spotkanie dwóch chaosów czy dwóch różnic może co prawda nie zapowiadać dialogu, ale paradoksalnie właśnie go umożliwia. Jak twierdzi Salonia (ib.), praca z tego rodzaju trudnością w dialogu dotyczy „odbudowania zdolności do wchodzenia w zdrową konfluencję” i odbywa się ona w dwóch etapach: „pierwszy polega na uczeniu się i rozwijaniu umiejętności dostrzegania Drugiego i znoszenia udręki przywiązania”. W pracy terapeutycznej dzieje się to poprzez „zauważenie psychoterapeuty jako Drugiego (Innego), któremu można zaufać” (ib.). Drugim etapem jest nauka zdrowej konfluencji w relacji asymetrycznej, czyli będąc zależnym od kogoś, a dalej przyjętym w sposób nieupokarzający. Dopiero wtedy może rozpocząć się terapia.
Krok wstecz ku dialogowi – self, które się waha
Rola kroku wstecz w takiej sytuacji to moje prywatne odkrycie, które mogłabym inaczej określić jako „nierobienie niczego”, zawieszenie swoich sądów, poddanie się, złożenie broni, udanie się na krótką wędrówkę w nieznane. Oczyszczenie pola z konieczności polaryzacji wzbudza ciekawość wobec rozpoznania różnicy między stronami: co jest i jak jest. Pomaga określić fenomenologiczną granicę między nimi. Z perspektywy gestaltowskiego cyklu kontaktu będzie to praca w obszarze przerwy między wycofaniem się a nowym wrażeniem, czyli tzw. „płodna próżnia”. Rozumiem trudność w tym obszarze jako strach przed wycofaniem się, poddaniem się, odpuszczeniem. Narcystyczny strach przed rozpadem figury kontaktu powoduje maniakalne trzymanie się obrazu siebie, z lęku przed utratą tej fasady. Głębiej pod tym jest jednak lęk przed utratą miłości i przynależności. Można to porównać do opisywanego przez Mahler (Johnson, 1993) kryzysu powtórnego zbliżenia w rozwoju dziecka, w którym dziecko nie może odejść od matki, rozwiązać symbiozy w sposób dla siebie bezpieczny, ponieważ jego matryca przywiązania jest niestabilna, niepewna. Nie tworzy się więc grunt czy baza dla bezpiecznego puszczenia się, wycofania z „pseudokontaktu” (realizowanego na rzecz fałszywego self, więc nie karmiącego, a tylko nadmuchującego ego). Tak powstaje self nadmuchane, self, które się waha, puste w środku.
Krok wstecz (wykonywany również w cyklu doświadczenia) jest w tym sensie odzyskaniem bezpiecznego przywiązania (zwykle w procesie terapeutycznym), żeby móc odpuścić usztywniony brak pewności i wejść w nową figurę – figurę dialogu. „Pomiędzy bodźcem i reakcją jest przestrzeń: w tej przestrzeni leży wolność i moc wyboru naszej odpowiedzi” (Frankl, 2009). Ryzyko znajduje się właśnie w tej „przestrzeni pomiędzy”, w utracie dotychczasowego kształtu, pozwoleniu sobie na chwilową dezintegrację. Wpuszczenie Innego w siebie, pozwolenie mu na to, żeby mógł na mnie wpłynąć, bym przez chwilę stała się od niego zależna i utraciła tak zwaną strefę komfortu. Naturalne jest, że uruchamia to wszelkie znane mi i nieznane dotąd lęki, niepewność, kompleksy, niestabilność. Opuszczenie gardy oznacza pierwszy krok ku zaufaniu.
W tym kontekście dialog, podobnie jak doświadczenie depresyjne, jest interakcją, która może zaangażować całość osoby. Ma zatem właściwości lecznicze i kojące, o ile zaistnieje. Pokazuje nas samych jako istoty bezbronne i przerażone różnicami, jednocześnie wspierając poczucie przynależności do „innych”, kiedy tylko uda się te różnice wytrzymać i przyjąć. Osadza nas w rzeczywistości, takiej, jaka jest. A to, co po prostu jest, leczy nas.
Bibliografia
Brunning, H., Skowrońska, J. (2016). Co zrobić z tymi szczątkami – refleksje na podstawie sesji myślenia-śnienia na temat społeczności w czasie warsztatu Polska na kozetce. W: A. Zajenkowska (red.), Polska na kozetce (s. 23–32).Warszawa: Smak Słowa.
Frankl, V.E. (2009). Człowiek w poszukiwaniu sensu. Warszawa: Wydawnictwo Czarna Owca.
Francesetti, G., Gecele, M., Spagnuolo-Lobb, M. (2016), Psychoterapia Gestalt w praktyce klinicznej. Gdańsk: Wydawnictwo Harmonia.
Gendek, M. (2017). W poszukiwaniu bezpiecznej bazy, fenomen przywiązania w psychoterapii. Fenomen Psychoterapii. Czasopismo o psychoterapii Gestalt, 1(2), 32–38.
Giełżyńska, K. (2010). Jan Švankmajer i siła wyobraźni. Pobrane z: http://niedoczytania.pl/jan-svankmajer-i-sila-wyobrazni/, data dostępu: 11.05.2017.
Greenberg, E. (2005). The Narcissistic Tightrope Walk: Using Gestalt Therapy Field Theory to Stabilize the Narcissistic Client. Gestalt Review, 9(1), 58–68.
Johnson, S. (1993). Humanizowanie narcystycznego stylu. Warszawa: Wydawnictwo Czarna Owca.
Kincel, A., Smolec, B., Psychologia Gestalt a psychoterapia Gestalt. Pobrane z: http://www.sbc.org.pl/Content/9851/smolec.pdf, data dostępu: 22.04.2017.
Loebl, B., (1971). Kiedy byłem małym chłopcem. Pobrane z: http://www.bibliotekapiosenki.pl/utwory/Kiedy_bylem_malym_chlopcem, data dostępu: 18.01.2018.
Kocoń-Różycka, M. (2016). Matka Polska. W: A. Zajenkowska (red.), Polska na kozetce (s. 33–69). Warszawa: Smak Słowa.
Lasch, Ch. (2015). Kultura narcyzmu. Warszawa: Wydawnictwo Akademickie SEDNO.
Miller, A. (2007). Dramat udanego dziecka. Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina.
Partlett, M. (1997). The Unified Field in Practice. Gestalt Review, 1(1), 16–33.
Salonia, G. (2016). Od wielkościowości do pełni kontaktu. Przemyślenia na temat psychoterapii Gestalt i doświadczeń narcystycznych. W: Francesetti G., Gecele M., Spagnuolo-Lobb, M., Psychoterapia Gestalt w praktyce klinicznej (s. 759–783). Gdańsk: Wydawnictwo Harmonia.
Spagnuolo-Lobb, M. (2016). Podstawy i rozwój psychoterapii Gestalt we współczesnym kontekście. W: Francesetti G., Gecele M., Spagnuolo-Lobb, M., Psychoterapia Gestalt w praktyce klinicznej (s. 41–78). Gdańsk: Wydawnictwo Harmonia.
Segal, H. (2005). Wprowadzenie do teorii Melanie Klein. Sopot: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
Švankmajer, J. (1983). Moznosti Dialogu. Pobrane z: https://vimeo.com/145547106, data dostępu: 11.05.2017.
Winnicot, D. (2001) Dom jest punktem wyjścia. Gdańsk: Wydawnictwo Imago.
Zajenkowska, A. (2016). Polska na Kozetce. Siła obywatelskiej refleksyjności. Sopot: Smak słowa.
Zeigernik, B.W. (1978). Podstawy patopsychologii klinicznej. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.
Zajenkowska, A. (2016). Czy Polska jest krajem wielkim czy takim jak inne. W: A. Zajenkowska (red.), Polska na kozetce (s. 11–22). Warszawa: Smak Słowa.
Anna Bal – psychoterapeutka Gestalt, absolwentka Moskiewskiego Instytutu Gestalt (Odessa, Kaliningrad) oraz Instytutu Integralnej Psychoterapii Gestalt (Kraków). Współpracuje jako młodszy trener z Instytutem Treningu i Edukacji Gestalt w Rzeszowie. Interesuje się pracą z parami oraz związkami psychoterapii i sztuki. Mieszka i pracuje w Warszawie, annabal.pl,