Nie jest zamiarem tego tekstu, by udzielić wskazówek do samoudręczenia. Jeśli tytułowe pytanie o to, jak skutecznie szkodzić sobie, wzbudziło w Was złość, to dobrze, tak trzymać do końca. Czując złość i irytację, jednocześnie wytrzymując do końca tego artykułu (słowo trzymać, wstrzymywać, zatrzymywać nie jest tu przypadkowe), doskonale odczujecie klimat świata wewnętrznego osoby masochistycznej. Warto dodać, że nie chodzi tu bynajmniej o masochizm w rozumieniu perwersji seksualnej, gdzie samouszkodzenie pełni rolę bodźca seksualnego. Choć wiele elementów jest podobnych, chciałabym przyjrzeć się masochizmowi w sensie psychicznym, czyli takiemu stylowi bycia w świecie, gdzie życie jest trudem (nieraz ofiarą), kłody cisną się pod nogi, czarne przepowiednie spełniają się same, a „kanapka zawsze spada masłem na dół”.
Ale po kolei. Jak to się dzieje, że dochodzi do takiego rozstrzygnięcia, że człowiek sam wobec siebie stosuje autosabotaż? Czym charakteryzuje się osobowość obciążona (inaczej masochistyczna)?
Słodki ciężar
Gdzieś kiedyś słyszałam taką metaforę życia psychicznego, która była zachętą, by wyobrazić sobie, że stoję przez kilka godzin z ciężkimi walizkami w obu rękach i staram się wytrzymać ten ciężar. Kluczowe było to, że puszczenie tych walizek nie powoduje od razu uczucia ulgi, ale raczej odrętwienie, znieczulenie. Myślę, że to ważna wskazówka do rozumienia osób masochistycznych, które chcielibyśmy swoją pomocną dłonią uwolnić od ciężaru ich egzystencji.
Sięgając do historii życia osoby masochistycznej, spotkamy tam wiele przejawów hamowania, blokowania i zaprzeczania naturalnej autoekspresji oraz w rezultacie woli dziecka. Ocenzurowana jest złość, nieposłuszeństwo, samodzielność. Dziecko ma być przede wszystkim grzeczne i przyczesane. Dziecko karane za przejawy ekspresji i wolności, w dalszym życiu niechętnie będzie ujawniało światu swoje uczucia. Raczej to wszystko, co było skierowane do świata, zostanie uwewnętrznione i obrócone przeciwko sobie. Masochiści to mistrzowie autosabotażu i straconych szans.
Inny przykład sugerujący zadziwiające przywiązanie do swojego ciężaru, pochodzi z lowenowksiej grupy ćwiczeniowej, w której jakiś czas temu brałam udział. Było tam takie doświadczenie, że mieliśmy jako uczestnicy posmakować "słodkiego ciężaru", niosąc partnera ćwiczenia na plecach. Zaskakującym dla mnie odkryciem był fakt, że przyjemniejsze może być niesienie czyjegoś ciężaru (kogoś na swoich barkach), niż być dla drugiego ciężarem. W dodatku okazało się, że czasem "dociążenie" w postaci dodatkowego balastu, działa stabilizująco. To trochę paradoksalne, ale fizycznie logiczne. Statki również potrzebują balastu, żeby utrzymać się na powierzchni wody. Inna sprawa jest taka, że obciążenie, słodki ciężar, trzyma nas mocniej przy ziemi, co pozwala nie odlecieć. Pozwala nie być wolnym. Paradoks? Niekoniecznie.
Temat samopotwierdzenia, czy spełnienia i sukcesu jest dość charakterystycznie przeżywany przez osoby obciążone. Mianowicie jest on niebezpieczny z punktu widzenia przywiązania do swojego niespełnienia. Brzmi to cynicznie, ale faktem jest, że jeśli rozłożę skrzydła, to mogę pofrunąć wysoko. Może oznaczać to wolność, ale też samotność. Sukces może oddzielać mnie od ziemi i ludzi. Może wzbudzić też złość, czy zazdrość ze strony innych i spowodować, że będę jeszcze bardziej nieprzyjemny dla siebie.
Dlatego masochiście naprawdę nie jest lekko. Tym bardziej, że jego głos wewnętrzny nieustannie mobilizuje go do ciężkiej, mozolnej, nieraz syzyfowej pracy. Bez wysiłku, trudu nie ma satysfakcji. Bez udręki nie ma ekstazy.
Udręka i ekstaza
Czasem można mieć wrażenie, że osoba czerpie jakiś rodzaj satysfakcji z samoudręczenia, bycia ofiarą. Ekscytacja płynie z poczucia siły, bycia nieugiętym, bo faktycznie nie ma mocniejszych w byciu nieszczęśliwym. W tym aspekcie nie warto podejmować próby sił z masochistą, ponieważ jego niezaprzeczalną siłą jest możliwość wytrzymania ogromnego dyskomfortu, udręki. „Wytrzymam i przez to pokonam Cię, nie okażę Ci mojej wściekłości, pokonam Cię biernym oporem”. W tej nierównej walce jesteśmy bez szans. Nie ma mowy o pokonaniu masochisty siłą, czy determinacją. On zawsze jest w tym mocniejszy. Jedynym wyjściem jest próba odpuszczenia, poddania się, rozluźnienia. Oddania mu władzy. Pozostaje pytanie, jaki sposób zachować w tym siebie?
„Tak, ale”, „a nie mówiłam?”, czyli ulubione gry towarzyskie
Warto zwrócić uwagę na to, czego nie warto robić w interakcji z masochistą. Nie warto więc walczyć. Nie warto wchodzić w grę bądź co bądź towarzyską, zwaną „tak, ale”. Polega ona na tym, że im więcej naszego wysiłku włożymy w przekonanie drugiej strony, że sytuacja nie jest taka zła, albo, że on sam nie jest tak bardzo winny, zły, odrażający, tym silniejsze mechanizmy obronne włączy osoba obciążona, żeby znaleźć jakiś kontrargument. Oczywiście wywoła to we mnie złość i irytację, ale ponieważ po drugiej stronie mam człowieka, który naprawdę solidnie mnie przekonuje o swojej „biedzie”, moja złość staje się niejako nieprawomocna i wpędza mnie w poczucie winy.
Można powiedzieć, że gry masochistyczne opierają się na pewnym rodzaju biernej agresji. Osoba obciążona tak długo tłumi swoje uczucia niezadowolenia, że wybuchnąć może tylko „słusznym gniewem”, bądź „świętym oburzeniem” na rzeczywistość. Rozwiązaniem jest bycie jak najbardziej wprost i bez poczucia winy za swoją własną agresję. Gry towarzyskie toczą się nie tylko w gabinecie terapeutycznym. Częstym polem do takich rozstrzygnięć są relacje partnerskie. Innym rodzajem gry towarzyskiej jest zadziwiająca wręcz częstotliwość samospełniających się czarnych scenariuszy w życiu osoby masochistycznej. Czyli sytuacja, w której z odpowiednim wyrazem twarzy można powiedzieć „a nie mówiłam”, „ja wiedziałem, że tak będzie”.. To tak, jakby osoba nieświadomie brała odwet sama na sobie.
Siła, która tli się pod powierzchnią
Trzeba zwrócić honor osobom masochistycznym w jednej kwestii, która jest ich niewątpliwą zaletą. Są to bowiem osoby o niezwykle dużej tolerancji na dyskomfort, trud, niedogodności losu, dlatego w jakimś sensie doskonali z nich pracownicy, podwładni, wicedyrektorzy. Mogą dużo wytrzymać i to jest ich siłą. Niestety rzadko czerpią z niej realną satysfakcję, ponieważ nie identyfikują tej siły jako swojej sprawczości, raczej czerpią przyjemność z własnej nieustępliwości. Przyjemność w słowniku masochisty to słowo wytęsknione, lecz rzadko doświadczane. No chyba, że brać pod uwagę, że frajdę sprawia samopoświęcenie, czy udręka (modele zachowań silnie obecne i promowane w naszej kulturze). W tym sensie masochista autosabotażysta jest nieskończenie mocny i nie próbuj temu zaprzeczać, bo i tak nie podołasz. Nie ma większej siły niż siła autonegacji. Nie ma drugiej takiej osoby, która mogłaby myśleć o sobie w tak wyrafinowany, fantazyjny i negatywny jednocześnie sposób. Jestem zły. Jestem brudny. Jestem odrażający. Często w tej nierównej walce, atakowane jest ciało, jako nośnik pokus, popędów, zachcianek.
Można się wreszcie zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi i skąd w osobie taka siła autoagresji i szkodzenia sobie? Niektóre zachowania osoby masochistycznej dotyczą relacji, którą miała w dzieciństwie ze swoimi opiekunami. Prawdopodobnie wola dziecka została dość wcześnie złamana przez rodzica, w postaci upokarzania, zawstydzania, a często również przemocy. Złamanie woli dziecka poprzez nadmierne wykorzystanie władzy przez rodzica, zostawia z jednej strony poczucie niemocy – bo jako dziecko nie mam takiej siły, żeby się przeciwstawić, czy walczyć. Z drugiej strony, to co dziecko może zrobić w tej sytuacji, to zamrozić swoje uczucia i na poziomie nieświadomym zaplanować długofalowy odwet. Inaczej mówiąc osoba zachowuje się wobec samego siebie tak, jak dawniej zachowywali się wobec niej inni, pełniący rolę opiekunów. Żeby wczuć się w klimat emocjonalny osoby masochistycznej, można sobie wyobrazić sytuację, w której zostaliśmy bardzo niesprawiedliwie potraktowani, ale nie mieliśmy żadnej możliwości zareagowania, odwetu. Wściekłość jest wzbudzona, ale jakby zaklęta, czarodziejsko zamieniona w kamień. Do czasu, aż odwet będzie możliwy.
Nieustępliwa nadzieja
Niezwykle ciekawie rozwija się to zjawisko w trakcie życia. Bo jak wytłumaczyć fakt, że osoba masochistyczna najbardziej szkodzi samej sobie? Trzeba przyznać, że czasem takie zatrzymanie uczuć, czy silne tłumienie, stanowi rodzaj kontroli i władzy nad sytuacją, która z perspektywy dziecka cechuje się bezradnością. Więc jest to rodzaj wygranej.
W historii tej jednak zadziwia fakt, że osoby masochistyczne bardzo rzadko faktycznie przypisują swoją krzywdę realnym postaciom ze swojego otoczenia, czy przeszłości. Właściwie czują, że skoro spotkała je kara, to musiała być zasłużona. Sam sobie jestem winien. Nawet jeśli byłem bity, upokarzany, to widocznie rodzice mieli rację. Brzmi to jak nonsens, jednak posiada swoje psychologiczne uzasadnienie. Wyjaśnienie jest następujące: „najgorszy opiekun jest nieskończenie lepszy niż żaden, czy jego brak”. Kiedy dziecko doświadcza nadużyć ze strony rodziców, zamienia swoją złość w winę. Łatwiej jest bowiem doświadczać siebie jako kogoś złego, niż przyznać, że rodzic jest zły i zaniedbujący. Serce dziecka nie jest w stanie tego wytrzymać. Stąd dziecko broni się przed ową rzeczywistością zachowując iluzję, że rodzic był dobry. W taki sposób faktycznie zachowuje jakiś rodzaj bliskości z rodzicem, co jest niezbędne dla życia. Masochizm łączy się z wyobrażeniem, że jeśli będę wystarczająco wytrwały, grzeczny, nieustępliwy, to w końcu wydobędę od rodzica miłość. Martha Stark (amerykańska psychoterapeutka psychoanalityczna, psychiatra) mówi tutaj o tzw. nieustępliwej nadziei. To tłumaczy, dlaczego osoba masochistyczna tak namiętnie inwestuje swój wysiłek w nadzieję na uzyskanie miłości poprzez atakowanie samego siebie.
Zdrowienie osoby masochistycznej będzie więc przebiegało poprzez porzucanie swojego ciężaru, rozluźnianiu obciążeń. Jaskółką, która czyni wiosnę, będzie tu humor, oznaczający pojawienie się lekkości i dystansu w świecie wewnętrznym osoby, uwolnienie zakazanych uczuć. Wreszcie istotne jest pojawienie się przyjemności, która nie będzie płynęła jedynie z doświadczeń udręki, a będzie wolnością i zmysłowym smakowaniem życia. Cytując Herberta Grossa (za: Johnson): „dylemat w relacji z osobą masochistyczną polega na tym, by reagować na nieszczęśliwego człowieka, a nie na jego nieszczęście”. Inaczej mówiąc zauważać owe nieszczęście, ale nie grzęznąć z nim wspólnie.
Przydatna lektura:
- Johnson, S. (1998) Style charakteru. Poznań: Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.
- Fragmenty dotyczące koncepcji Marthy Stark i ,„nieustępliwej nadziei” pochodzą z prywatnych zapisków autorki artykułu z Konferencji „Integracja w Psychoterapii” w Warszawie, 2014 roku
Anna Bal – Psycholog, certyfikowana psychoterapeutka humanistyczno – egzystencjalna (Gestalt), pracuje w Warszawie prowadząc psychoterapię indywidualną oraz par. Umiejętności terapeutyczne szkoliła w Moskiewskim Instytucie Psychoterapii Gestalt (w Odessie i Kaliningradzie) oraz Instytucie Integralnej Psychoterapii Gestalt w Krakowie. Prowadzi terapię również w języku rosyjskim (annabal.pl).